Bądź odważny, gdy rozum zawodzi, bądź odważny W ostatecznym rachunku jedynie to się liczy A gniew Twój bezsilny niech będzie jak morze Ilekroć usłyszysz głos poniżonych i bitych Nie wie co i kiedy poszło źle Naprawdę nie umie wskazać momentu Czy żyje czy nie - nikt nie widzi, bo nie zwraca uwagi Chociaż czasem robi dużo zamętu Chce Twoich emocji, one są w stanie go nakarmić Dni są marne, kiedy każesz mu tak długo pościć Chce Twoich myśli, przenosić się w inny wszechświat I dlatego to tak boli, bo stracił dostęp do piękna Winda do piekła prosto w dół; sto pięter Śmieje się, nie cierpi, bo nie jest młody już Werter L'arte eviva, wraca na parter, odżywa Nie paktuje z demonami, to nic nigdy nie jest warte; kosztem słońca Wie, że ostatnie, co straci to nadzieja. Ktoś powiedział: walcz do końca! Mówisz? Dobra, uwierzył, trzyma Cię za słowo Proszę nigdy go nie zawiedź, kiedy ten ciężar chcesz nieść grupowo - nieście Jak widzisz, z teorii ma doktorat na piątkę Ogólnie we wszystkim jest najlepszy Wymienił rozsądek na emocje I co z tego ma? Niewidoczny, niemy, zawsze nieobecny Chociaż chodzi po ulicach to nikt go nie widzi Niepotrzebny nikomu, mógłby równie dobrze zniknąć Bo jeśli żyje tu, i tak tylko z pozoru I cierpliwie czeka, aż kiedyś zakończy się to wszystko Nie ma wolności, jego myśli żyją dawną chwałą Nie ma pokory, czysty egoizm, nawet sukces to za mało Trudno mu pisać, kiedy zamiast pióra w dłoni ma dynamit Ciężko mu biec, dobre ma buty, lecz bez gruntu pod stopami Więc poniewiera się nocami po mieście Zwiedza ukochane miejsca, zbiera myśli w kolekcje Nie wie gdzie, na swojej drodze zgubił gdzieś nadzieję Może gdzieś znajdzie, ma taki plan, lecz z planów Bóg zawsze się śmieje Pozwolił sobie, by żyć w niewoli wspomnień Życie przepłynęło niezauważone tu spokojnie Budzi się (no za późno), odzyskał wiarę (w to na próżno) Sam idzie przez Saharę z marzeniem, by tylko usnąć Kolejne godziny, sen znów nie chce się zjawić Bez siły, wychodzi sam na samotne ulice Warszawy Sam na sam z myślami, podniósł kiepa prosto z chodnika Nie miał na fajki, nie było obiadu. Dobrze, że jest muzyka Chociaż chodzi po ulicach to nikt go nie widzi Niepotrzebny nikomu, mógłby równie dobrze zniknąć Bo jeśli żyje tu, i tak tylko z pozoru I cierpliwie czeka, aż kiedyś zakończy się to wszystko