Płomień mi daj, Tyfonie: O czarny kant wieży rozbiłem serce I zgasła lampa, Co za kratą płonie. A w kącie stoją maskowi morderce I bronią króla, Który jadem zionie. Wchodzę - sztylety za mną okna mi rozwarto, I czarny Anioł mignął w dalszej sali. Olbrzymie lustro, i sześć świec się pali, Prezes: Trucizno - jestem katem. Dusza: Jestem twoim bratem. Zagasły świece i deszcz w rynnach dzwoni. Jestem tu? W sali? Nie, to strach mnie dusi, A obłęd mnie woła: do broni! do broni! I widzę, widzę, najwyraźniej widzę, jak ktoś drzwi uchyla. I sześciu drabów z obcęgami tłoczy... I sześciu drabów w zwierciadlanej sali Rwie mi cęgami me bezsenne oczy. Gdym się obudził, cisza była wkoło. Tylko ulewa po rynnach wciąż dzwoni. Na oknie widzę, najwyraźniej widzę: Jesienną muchę czarny pająk goni...