Raskolnikow wziął siekierę 
I zamyślił się głęboko 
Księżyc łypnął z poza chmury 
Jak lichwiarki żółte oko 
Nie ma żartów z filozofią 
Moja Ty Pietrowna Zofio 
Gdy w bezsenne białe noce 
W głowie pająk się szamoce 
Nieudacznik pijanica 
Rżnął butelką, że już pusta 
W bruk rozprysły się kawałki 
Jakby ktoś pokarał lustra 
Nocy durna nocy chmurna! 
Pędzi trojka w głowie zamęt 
Na złamanie karku tętent 
Rozkołysał się firmament 
Nie ma żartów z filozofia 
Moja Ty Pietrowna Zofio 
Gdy w bezsenne białe noce 
W głowie pająk się szamoce 
W żółtych domach czynowniki 
Na donosach schnie atrament 
Wazelina i sakrament& wazelina i sakrament& 
Raskolnikow wziął siekierkę 
I zamachnął się szeroko 
I uderzył bez przymiarki 
W prawomyślny łeb lichwiarki 
Nie ma żartów z filozofia moja Ty Pietrowna Zofio 
Gdy w bezsenne białe noce 
W głowie pająk się szamoce