Myślom w mej głowie 
Ożywczy powiew jest potrzebny 
Chyba im żagle zrobię 
Z moich zmartwień 
Taki piękny złoty wir 
Będzie myśli pił 
Gdy mówię JESTEM 
Jest takie miejsce, które boli 
Nie wiem sam czy ja zechcę 
To opisać 
Nie zarobi na mnie nikt 
Takie szare nic 
Jestem jak drzewo na wielkiej pustyni 
Sam nie wiem czemu zawdzięczam, że trwam 
Ścięty mrozem 
Zrozumieć tej tajemnicy życia 
Nie mogę 
Mogę 
Moge 
Mogę 
Z kranu wciąż kapie woda 
Mała hipnoza na dobranoc 
Jutro znów 
Silna wola mnie opuści 
Gdy fontanną lepkich słów 
Skropisz spokój mój 
Jestem jak sztylet na dnie pustej skrzyni 
Nie wiem jak długo tak czekać tu mam 
Tępiąc ostrze 
W miłosnej grze 
W serce trafić prosto 
Nie zdążę 
Zdążę 
Zdążę 
Dokąd wychodzisz 
Z białej pościeli tuż nad ranem 
Chyba wiem 
Komu nosisz swoje ciało 
Wciąż rozgrzane krótkim snem 
Myśląc, że ja śpię