Byli biedni ale chcieli 
By świat leżał u ich stóp 
Prawo mieli sobie za nic 
Chcieli radość życia czuć 
Wychowani na ulicy 
Rozpoczęli swoją grę 
Ona piękna, on zuchwały 
Powiedzieli kiedyś - nie! 
Lufy nigdy już nie stygły 
Już nie mogli się zatrzymać 
Banki drżały na ich widok 
Krew spływała po chodnikach 
Gdy strażnicy na kolanach 
A syreny za plecami 
Opróżniali wielkie sejfy 
I ruszali w drogę dalej 

Poza prawem, poza prawem 
Na zawsze i do końca 
Poza prawem, poza prawem 
Jechali w stronę słońca 
Poza prawem, poza prawem 
Wprost w objęcia śmierci 
Poza prawem chcieli umrzeć 
Młodzi, wolni, piękni 

Psy tropiły ich lecz oni 
Nie wiedzieli co to strach 
Na siedzeniu zawsze spluwa 
A przed nimi nowy bank 
Żyli ciągle na krawędzi 
Mocno przyciskali gaz 
Wymykali się obławie 
Uciekali cały czas 
Gliny ich nienawidziły 
A biedacy pokochali 
Każdy z nich chciał tak jak oni 
Być okrutny i odważny 
Zmienić dolę swą przeklętą 
Trochę zemsty, trochę krwi 
Worek z forsą mieć pod głową 
Wtedy ma się piękne sny 

Poza prawem, poza prawem 
Na zawsze i do końca 
Poza prawem, poza prawem 
Jechali w stronę słońca 
Poza prawem, poza prawem 
Wprost w objęcia śmierci 
Poza prawem chcieli umrzeć 
Młodzi, wolni, piękni 

Dnia pewnego w słońca skwarze 
Skończył się ich krwawy szlak 
Koniec drogi - dalej przepaść 
Z trupią czaszką stary znak 
Jeszcze jeden pocałunek 
Jeszcze raz wyznana miłość 
Potem ich ostatnia droga 
W dół urwiska po śmierć czystą 
Lepsze piekło niż niewola 
Lepszy ogień jest niż kat 
Uśmiechając się żegnali 
Ten niesprawiedliwy świat 
A sto syren policyjnych 
Wyło w górze gdy spadali 
I miliony łez pociekło 
Gdy lecieli do otchłani 

Poza prawem, poza prawem 
Na zawsze i do końca 
Poza prawem, poza prawem 
Jechali w stronę słońca 
Poza prawem, poza prawem 
Wprost w objęcia śmierci 
Poza prawem chcieli umrzeć 
Młodzi, wolni, piękni